W odpowiedzi na artykuł Montessori a naturalizm pedagogiczny

W odpowiedzi na artykuł Montessori a naturalizm pedagogiczny

29 czerwca, 2010

Wpis ten stanowi odpowiedź na artykuł Montessori a naturalizm pedagogiczny, który ukazał się na stronie Edukacja klasyczna w XXI wieku prowadzonej przez Pana Dariusza Zalewskiego. Moja odpowiedź była za długa, by dodać ją do komentarzy na powyższej stronie dlatego zamieszczam ją poniżej.

Witam serdecznie, nazywam się Rafał Szczypka i pedagogiką Montessori interesuję się od 3 lat. Razem z żoną prowadzimy blog na temat wychowania dzieci, który został zainspirowany naszym odkryciem pedagogiki Montessori: www.bycrodzicami.pl, a także jesteśmy katechetami dla dzieci w wieku od 3 do 6 lat wg katechezy Dobrego Pasterza, rozwijającej się od ponad 50 lat, a rozpoczętej przez Sofię Cavalletti (biblistkę) oraz Giannę Gobbi (nauczycielkę Montessori). Katechezy te wykorzystują wiele aspektów z edukacji Montessori a mianowicie: swobodny wybór materiału dydaktycznego z jakim dziecko chce pracować, a także czasu jaki dziecko nad danym materiałem spędzi, brak ocen (kar i nagród), Atrium – jako przygotowane otoczenie, czyli miejsce, w którym znajdują się przygotowane materiały, które dziecko może odkrywać i z którymi może pracować: są to makiety, figurki, książeczki z dosłownymi fragmentami z Pisma św. np. Zwiastowanie, Nawiedzenie Elżbiety, Narodzenie Jezusa i Pasterze u żłóbka, mapy ścienne i topograficzne Izraela oraz Jerozolimy, stolik modlitewny, kącik chrzcielny, kącik o Mszy św.

Chciałbym odnieść się w paru punktach do Pana artykułu korzystająć z własnego doświadczenia z podejściem do dziecka zaproponowanym przez Marię Montessori oraz z literatury, jaką na ten temat udało mi się przeczytać.

Po pierwsze chciałbym napisać, że niestety nie miałem okazji przeczytać pracy p. Surmy w całości (mam tylko jej fragmenty), a jedyną książkę autorstwa Marii Montessori przetłumaczoną na język polski czyli Domy dziecięce oceniam raczej negatywnie. Czytałem ją dosyć niedawno (wcześniej przeczytałem kilka tytułów w języku angielskim) i muszę przyznać, że gdybym zaczął moją przygodę z poznawaniem pedagogiki Montessori od Domów dziecięcych to chyba nigdy by się ona nie rozwinęła. Książka ta została wydana w roku 1913 i jej język pozostawia wiele do życzenia. Maria Montessori umarła w roku 1952 i przez ten okres od pierwszych doświadczeń z dziećmi normalnymi w roku 1907 przez cały czas obserwowała dzieci i dochodziła do nowych wniosków na temat ich natury i potrzeb.

Teraz chciałbym sie odnieść do pierwszego przytoczonego cytatu z encykliki Piusa XI. Zdanie: 'Stąd w naturze ludzkiej zostają skutki grzechu pierworodnego, szczególnie zaś osłabienie woli i nieuporządkowane popędy.’ jest faktem w odniesieniu do osoby ludzkiej – dziecka czy dorosłego i moim zdaniem nie powinno być odniesione w tak bezpośredni sposób do przykładu z małymi dziećmi nie odkładającymi książek, płaczącymi, złoszczącymi się czy krzyczącymi. Te same wady mają ludzie na każdym etapie rozwoju.

Idąc dalej i myśląc o zdaniu 'Dopiero po nabyciu umiejętności sprzątania, przełamują swoje pierwotne, negatywne skłonności.’ trzeba sobie zadać pytanie, co sprawia, że dzieci zaczynają sprzątać i czynią to stale? Czy robią to ponieważ są ciągle kontrolowane i upominane przez rodzica i nauczyciela i wyuczyły się sprzątać na żądanie czy też wynika to z ich wewnętrznej potrzeby sprzątania, ponieważ potrafią docenić zalety porządku wokół siebie i cieszyć się nim bardziej niż robieniem bałaganu. Można przyjąć, że efekt jest taki sam: uporządkowana przestrzeń, ale chciałbym podkreślić, że motywy, jakie doprowadziły dziecko do posprzątania nie są tu bez znaczenia.

Jeśli przypomnienie naturalizmu pedagogicznego w wielkim skrócie ma się jakoś odnosić do podejścia do dziecka przez Marię Montessori to znajdzie się raczej wiele przeciwieństw. Kiedy Rouseau proponuje zostawienie dziecka samemu sobie, przeniesienie go w nieskażoną cywilizacją przestrzeń czy pogląd, że dziecko samo dojdzie do poznania dobra to Maria Montessori proponuje przygotowanie dla dziecka przestrzeni wypełnionej materiałami dydaktycznymi, które pozwolą dziecku najpierw odkryć, poznać i zrozumieć otaczające go otoczenie poprzez pracę z materiałami umożliwiającymi wyostrzenie umiejętności dostrzegania różnych cech (kolor, kształt, zapach, dźwięk, teksturę) w otaczającym świecie (najpierw lokalnej społeczności), co pozwala dziecku w większym stopniu cenić dobra, które się na świecie znajdują zarówno te naturalne, jak i te stworzone przez stulecia przez człowieka. Dziecko, które odkryło czym jest zapach, że można się nim radować, oraz jaka jest budowa kwiatu np widząc kwiat nie chce go zerwac i zniszczyć, ale raczej powącha, a jeśli już zerwie to po to, by go zbadać. Niezwykle ważną rolę przypisuje Montessori dorosłemu, który z dzieckiem się spotyka. Dziecko nie jest pozostawione samemu sobie a wręcz przeciwnie. Dorosły ma za zadanie przede wszystkim obserwację każdego dziecka, by dostrzec czym dziecko w danym momencie najbardziej się interesuje, a z czym ma największe problemy. Jedną z ważniejszych dziedzin edukacji, kiedy dziecko jest pomiędzy 3 a 6 rokiem życia są tzw lekcje dobrego wychowania do których należą m.in. umiejętność witania się i żegnania, cichego zamykania drzwi, szuflad itd, mówienia proszę, dziękuję, oferowania pomocy, gdy ktoś jej może potrzebować, przepraszania, dbania o siebie (mycie się, czesanie, czyszczenie paznokci, wydmuchiwanie nosa itd). Lekcje odbywają się poprzez prezentacje, gry i zabawy, ale również poprzez modelowanie tych zachowań przez nauczyciala czy rodzica.
Jak widać z powyższego w idei Marii Montessori dziecko nie dochodzi do poznania dobra samo z siebie.

Swoboda, wolność i dyscyplina

Również pojęcie swobody, wolności i dyscypliny w edukacji Montessori zostało przez autora niewłaściwie zrozumiane, a jest to temat na bardzo długi artykuł. W skrócie napiszę tylko, że rzeczywiście dziecko w koncepcji Montessori ma swobodę wyboru. Wynika to z prostej obserwacji i jest bardzo zdroworozsądkowe. Zarówno dzieci jak i dorośli z dużo większym entuzjazmem podchodzą do rozwiązania różnych problemów, jeśli sami się na to zdecydują. Potrafią wtedy pracować bardziej wytrwale, zniosą więcej przeciwieństw, będą to czynić staranniej, bo wynik jest ważny dla nich samych. Znacznie bardziej ucieszą się też z rezultatów. Inaczej ma się rzecz, gdy to samo zadanie zostało nam narzucone, a w nas nie ma żadnej chęci ani zainteresowania, by je wykonać. Ważnym przykładem jest tutaj choćby świadomie i z zainteresowania wybrany zawód, który chce się wykonywać, a zawód narzucony ambicjami rodziców, który teraz dorosły wykonuje z mozołem i marnie.
Wolność to równiez pojęcie bardzo ważne i nie można go tutaj w żadnym wypadku mylić z przyzwalaniem na wszystko. Maria Montessori wyraźnie mówi o tym, że każdy musi nauczyć się korzystać z wolności. Dla Montessori wolność i dyscyplina są jak dwie strony tej samej monety. Według Montessori 'robienie, co sie chce niekoniecznie czyni nas wolnymi. Wolnymi czyni nas robienie rzeczy dobrych.’ (Maria Montessori, Her Life and Work, E.M. Standing).

Kwestia kar i nagród

Jak doszło do tego, że Maria Montessori odrzuciła system kar i nagród (ocen, gwiazdek, orderów, siedzenia za karę w kącie)? Wzięło się to również z obserwacji dzieci w pierwszych Casa dei Bamibini (Domach dziecięcych) prowadzonych przez Montessori. A mianowicie, początkowo dzieci, które dobrze się zachowywały dostawały ordery, cukierki itp, a dzieci złe dostawały inne odznaczenia świadczące o popełnieniu przez nich czegoś niedozwolonego i musiały siedzieć na krześle (nie mogły uczestniczyć w zabawie). Jednak okazało się, że dzieci w miarę jak coraz bardziej interesowały się materiałami w klasie i poświęcały na zajęcie się nimi coraz więcej czasu, czuły wewnętrzną satysfakcję z wykonanego zadania (np ułożenia puzzli, posortowania tabliczek z kolorami itp) i nie chciały przyjmować cukierków i orderów, albo odkładały je na bok, a niektóre nawet przyczepiały je dzieciom, które w danym momencie odsiadywały karę – przestały być dla nich te nagordy istotne. Największą satysfkację przynosiło im samo działanie, a nie jego zewnętrzna ocena. Zniesienie tradycyjnych kar i nagród nie jest więc wymysłem i postulatem Marii Montessori, ale zaobserwowanym faktem, który przez lata zostaje potwierdzony w kolejnych szkołach przyjmujących podejście Montessori, a także poprzez badania wykazujące wyższość zadowolenia wewnętrznego z wykonanego zadania nad potrzebą oceny własnej pracy przez kogoś z zewnątrz czy to przez pochwałę czy przez ocenę. Podobnie pokazuje mi tę sprawę własne doświadczenie – o wiele bardziej czuję się spełniony i doceniony, kiedy samodzielnie starałem sie dotrzeć do poszukiwanej odpowiedzi i prawdy i wiem, że zrobiłem to rzetelnie, niż kiedy czeka mnie perspektywa oceny przez kogoś.

Niewątpliwie karami i nagrodami można dziecko wychować i sama Montessori uważała to do pewnego momentu za konieczne, ale po zaobserwowaniu tego, o czym pisałem powyżej doszła do wniosku, że o wiele lepsze w wychowaniu są obserwacja dziecka i odpowiadanie na jego potrzeby rozwojowe (fizyczne, psychiczne, emocjonalne i duchowe), nie zachcianki, ale potrzeby, a także przykład nauczyciela i umiejętność samodzielnego wybrania sobie pracy, nad którą chce się spędzić czas i doprowadzić ją do końca. Niezwykle ważna w koncepcji Montessori jest koncentracja, która wg niej prowadzi dziecko do wewnętrznej przemiany, co w mojej ocenie świetnie łączy się z 'módl się i pracuj’. Pracuj całym sobą, skup się zupełnie na tym, co robisz, by robić to dokładnie i rzetelnie, bo to prowadzi do porzucenia właśnie tych nieuporządkowanych popędów wynikających z grzechu pierworodnego i wewnętrznej przemiany. Na dodatek, w miarę rozwoju koncepcji Maria Montessori coraz bardziej dostrzega, że spełnienie rozpoczyna się i dopełnia właśnie w tym 'módl się’, stąd jej ostatnie lata życia, a także ostatnia konferencja w roku 1951 zostały poświęcone na prace nad wychowaniem religijnym dziecka, czego kontynuacją jest rozpoczęta w roku 1954 Katecheza Dobrego Pasterza.

'Przymuszanie dziecka do pewnych działań wynika z realiów wychowawczych przed którymi staje nauczyciel przedszkolny czy rodzic.’
Do przymuszania rodzice skłaniają się zwykle w kwestiach odnoszących się właśnie do zasad obowiązujących w tzw. 'interesie zbiorowym’ i Maria Montessori jak też Pan zauważył takie działania popiera. Dodatkowo zaleca ona od najmłodszych lat pokazywanie dziecku, jak się dane czynności wykonuje i zachęcanie dziecka do samodzielnego ich praktykowania (jedznie, ubieranie się, mycie się, sprzątanie, pomoc w kuchni, w ogrodzie), a wyręczanie dziecka w czynnościach, które ono już opanowało uważa za wpływ negatywny. 'Każda niepotrzebna pomoc dziecku, jest przeszkodą w jego rozwoju’.
Jeśli chodzi o bezskuteczną rolę kar i nagród to Maria Montessori pisze o tym raczej jako o niepotrzebnej roli nagród i kar, niż bezskutecznej, bo nikt chyba nie odmówi pewnym formom nagród i kar ich skuteczności. Inną jednak sprawą jest skuteczność kar i nagród w danej sytuacji, a inną ich wpływ na rozwój emocjonalny młodego człowieka i jego nastawienie do rodziców, nauczycieli i innych stosujących wobec nich nieustannie system nagród i kar.

Organizowanie otoczenia

Nie można zaprzeczyć, że każdy do swej pracy potrzebuje pewnego otoczenia, odpowiednio przygotowanego, zawierającego potrzebne narzędzia, książki i w pewien sposób uporządkowanego, tak by można się w nim było poruszać, łatwo znaleźć potrzebne rzeczy i pracować w ciszy i w skoncentrowaniu. Tym bardziej takich warunków potrzebuje małe dziecko, które bardziej niż dorośli podatne jest na tysiące bodźców.
Jeśli chodzi o ciągłą kontrolę wychowawczą Maria Montessori zalecała by na grupę około 40 dzieci przypadał jeden nauczyciel główny i jeden pomocniczy. Ciężko więc w takich warunkach 'utrzymywać ucznia pod stałą kontrolą wychowawczą’. W Secret of Childhood (Tajemnica dzieciństwa) Montessori opisuje sytuację, kiedy gość przyszedł zobaczyć Dom Dziecięcy w dzień, w który we Włoszech przypadało święto państwowe i Dom był nieczynny. Jako, że dzieci mieszkały na tym samym podwórku, gdzie znajdywał sie Dom i zauważyły gościa, przywitały go, a następnie poprosiły stróża o klucz, by oprowadzić gościa po ich Domu, a następnie zabrały się do pracy ze swoimi materiałami. Na drugi dzień, kiedy zajęcia się rozpoczęły, nauczycielka dowiedziała się o całej sprawie od stróża. Wszystko w Domu było na swoim miejscu i uporządkowane, a zadbały o to same dzieci, dla których miejsce to było po prostu ważne i były dumne, że mogą o nie dbać.

Błędna jest więc dla mnie teza, jakoby Maria Montessori opierała swoje koncepcje na naturalizmie pedagogicznym proponowanym przez Rousseau przypomnianym przez Pana w wielkim skrócie. W swoich książkach Maria Montessori bardzo często wymienia prace dwóch francuskich naukowców, a mianowicie Itarda oraz Seguina. Itard – lekarz zajmujący się głównie chorobami uszu, który pracował z dziećmi niesłyszącymi i odnosił sukcesy używając materiałów pedagogicznych kształcących zmysł słuchu. Znany jest jako wychowawca tzw. Dzikiego z Aveyron (chłopca odnalezionego w lesie, który się tam wychował wśród dzikich zwierząt, a którym Itard zajmował się po znalezieniu próbując wprowadzić go do społeczeństwa.)
Edouard Seguin – lekarz i edukator pracujący z dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo.
Maria Montessori początkowo pracując z dziećmi chorymi umysłowo, korzystając ze zmodyfikowanych przyrządów wykorzystywanych przez Seguina i wyprowadzając te dzieci z ośrodka dla psychicznie chorych, gdzie były zamykane w izolatkach, bite i poniewierane, doprowadziła je do państwowego egzaminu do szkoły podstawowej, który te dzieci zdały z wynikami lepszymi, niż dzieci normalne. To skłoniło Montessori do podjęcia próby pracy z dziećmi normalnymi, by odkryć, co powodowało, że dzieci z problemi psychicznymi mogły osiągnąć taki sam poziom intelektualny jak dzieci zdrowe.

Czytałem również Pana poprzedni wpis na temat Wypisków z biografii Marii Montessori i takie zdarzenia rzeczywiście w życiu Montessori miały miejsce, co potwierdza wiele jej biografii. Z jednej strony można próbować pokazać również inne apekty świadczące o bliskim powiązania Montessori z wiarą katolicką jak choćby wydanie książki 'Dziecko w kościele’ czy 'Msza Święta wyjaśniona dla dzieci’ (obie nie przetłumaczone na język polski), a także praca z dziećmi przygotowującymi się do Pierwszej Komunii Św. w Barcelonie. Z drugiej strony ja skłaniam się do tego, by spróbować również spojrzeć na odkrycia i pedagogikę Montessori, w oderwaniu od samej osoby Marii Montessori. Nie mi oceniać, jaka była Marii Montessori droga do Boga i jaka była jej relacja z Nim – może wyboista i kręta?

Studiując jednak jej dzieło i odkrycia o potrzebach dziecka na kolejnych etapach jego rozwoju stwierdzam, że są one warte rozważenia i przeanalizowania, a coraz więcej badań nad ludzkim mózgiem, ludzkimi emocjami, sposobami uczenia się, nabywania przez dziecko pierwszego języka ojczystego czy też w końcu same empiryczne fakty, kiedy obserwuje się dzieci mające możliwość uczęszczania do autentycznego przedszkola czy szkoły z pedagogiką Montessori, pokazują, że obserwacje i wnioski Marii Montessori były w dużej mierze trafne.

komentarze 4 dla “W odpowiedzi na artykuł Montessori a naturalizm pedagogiczny”

  1. Dariusz Zalewski

    Dziękuję za zainteresowanie moim tekstem i obszerną polemikę. Jednak pozostanę przy swoich poglądach. Dlaczego? O tym w komentarzu na moim blogu.

    Pozdrawiam

  2. Joanna i Rafał Szczypka

    Dla wszystkich zainteresowanych dalszą dyskusją nad artykułem Pana Zalewskiego odsyłam do komentarzy na jego stronie.

  3. Dariusz Zalewski

    Na swoim blogu, pod adresem http://edukacja21.blogspot.com/2010/07/jeszcze-o-metodzie-m-montessori.html#more odniosłem się jeszcze raz do Pana tekstu.
    Pozdrawiam
    DZ

  4. Tomek

    pare luznych komentarzy…

    ” bo nikt chyba nie odmówi pewnym formom nagród i kar ich skuteczności” – a jednak mozna odmowic skutecznosc (glownie w aspekcie ich skutecznosci wychowawczej)… kary i nagrody nie wychowuja a tresuja… i wlasnie w takim kontekscie na nie nalezy patrzec. Stosowanie kar i nagrod sa bowiem niczym innym jak forma tresowania majacego na celu wyuczenia okreslonych zachowan. Niczym jak u slynnego psa Pawlowa…
    roznica pomiedzy wychowaniem a tresowaniem polega na tym ze w tym pierwszym podejmuje sie swiadoma decyzje i ponosi jej konsekwencje natomiast w przypadku tresury jest to bardziej odruch niemal bezwarunkowy (w sesnie wycwiczony).
    Jezeli zas chodzi o skutecznos kar i nagrod to mozna rozpatrywac w wielu kategoriach. jest wiele pedagogicznych i psychologicznych prac i teorii ktore jawnie pokazuje ze system kar i nagrod nie jest skutecznym narzedziem pomgajacym w wychowaniu, malo tego wskazuja one ze jest to forma wygodnego nacisku… poporsotu jako dorosli wykorzystujemy nasza wladze i wyzszosc nad dzieckiem i tym samym modelujemy sytuacje gdzie dopuszczalne jest naduzycie wladzy/pozycji zwlascza nad osobami slabszymi… nie zapominajmy ze dzieci z czasem przestaja byc dziecmi i zamieniaja sie w doroslych.. nic dziwnego wiec ze taki „system wychowania” (oparty na karze i nagrodzie) jest nie tylko malo skuteczny ale jest rowniez zrodlem konfliktow i problemow w relacji rodzic/nauczyciel – dziecko… konflikty te widzimy zwlascza kiedy dzieci osiagaja wiek 12-17 lat kiedy to tylko marza o tym, zeby sie wyswobodzic i byc niezaleznym od tego czynnika „wladzy” i wyzszosci. Ale takie parcie do samodzielnosci podsycane taka motywacjea moim zdaniem nie jest tym,na czym nam rodzicom i nauczycielom by zalezalo.

    Zas co do naturalizmu i Rouseau… „Kiedy Rouseau proponuje zostawienie dziecka samemu sobie”… odpowiedz na to stwierdzenie czy teze mozna znalezc w przypadku owego dzikiego chlopca z Aveyron – Itard poniosl tam calkowita kleske w wychowaniu tego chlopca. Nie byl wstanie nauczyc go jezyka ani inncyh manier – po pierwsze chlopiec ten byl w wieku okolo 12 lat, tak wiec przez wiele lat (jak nie cale jego zycie) wychowywal sie sam w srodowisku nie skazonym przez innego czlowieka… moral z tego wynika ze ow naturalistyczne podejscie w sesnie „zostawmy dziecko samemu sobie czyli matce naturze” nie zdalo egzaminu wtedy i nie zda dzis. Dziecko samo z siebie do niczego nie dojdzie a na pewno nie stanie sie pelnowartosciowym czlonkiem spoelcznosci. Montessori nigdy takiego podejscia nie wpsierala czy rozwijala. Owszem odnosi sie w swojej metodzie do naturalnych metod ale nie oznacza ze trzeba pozostawic dziecko naturze (jako „matce naturze) do wychowania…

    Poza tym Maria Montessori poswiecila sie studiowaniu rozwoju dziecka, nic dziwnego wiec ze w swoich badaniach czytala i analizowala prace innych naukowcow. Nie znaczy to, ze w swojej metodzie stosuje ona ich idee, czasem wrecz przeciwnie obnaza ona nieslusznosc pogladow czy wrecz wyklucza niektore teoria. Po dokonaniu swoich obserwacji i zaznajomieniu sie z panujacaymi owczesnie pogladami i teoriami podjela trud stworzenia faktycznego obrazu (teori czy metody) wychowawczej opartej na faktycznych potrzebach dzieci, potrzeby ktore dyktowane sa nie przez doroslych ale przez natrualne etapy rozwoju dziecka. Jej metoda jest oparta w 100% na obserwacji dzieci a nie tylko na teoriach wysnutych i wykalkulowanych przez filozofow, ktorzy niejednokrotnie nie mieli kompletnie nic wspolnego z dziecmi czy ich wychowaniem a swoje komentarze czy teorie oparli tylko na pobierznie zaobserwowanych zjawiskach czy wrecz czystym teoryzowaniu.

    Przygotowane srodowisko to nie tylko zestaw uporzadkowanych i przydatncyh narzedzi… Przygotowane srodowisko to znacznie cos wiecej… „Prepared Environment” czyli Przygotowane Srodowisko to bardzo wazna rola w metodzie Montessori. Nie mniej jednak nie jest to wymysl czy wynalazek dr Marii Montessori- zaczerpnela ona te idee z botaniki i nawiazuje do sytuacji kiedy to osobnik potrzebuje srodowisko, ktore bedzie po pierwsze bezpieczne oraz pelnilo funkcje wspomagajaca rozwoj, poprzez dostarczanie srodkow i bodzcow, ktore stymuluja rozwoj itp. takim naturalnym srodowiskiem jest np. jajko, nasiona, gniazdo ptaka, mrowisko, ul pszczeli czy nawet odnoszac sie do przykladu kobiet w ciazy, ktore wlasnie w lonie stwarzaja owe pierwsze „przygotowane srodowisko”, ktore wspomaga rozwoj dziecka do chwili jego narodzin. Potrzeba tego przygotowango srodowiska nie wygasa z chwila przyjscia dziecka na swiat, wrecz przeciwnie ulega ona transformacji… ale nadal jest ona potrzebna i kluczowa w rozwoju dziecka. to srodowisko zmienia sie wraz z rozwojem dziecka… to jak ono powinno wygladac i jakie funkcje pelnic jest wlasnie zawarte w metodzie dr Montessori…

    Metoda Montessori byla kontrowersyjna sto lat temu ale rowniez jest kontrowersyjna dzisiaj. Wiele osob usiluje zaprzeczyc jej osiagnieciom lub zapozyczyc lub „wzbogacic” czy poprostu wrecz zaistniec…

    Metoda ta jednak ma dobre dowody potwierdzajace jej skutecznosc i slusznosc – cale mnostwo dzieci dookola swiata, kotre sa beneficjentami tej metody ale rowniez naukowcy, ktorzy potwierdzaja odkrycia dr Montessori poprzez uzywanie nowoczesnej technologi takich jak np. skanery MRI itd.

Czas na Twój komentarz