Montessori i autyzm

Montessori i autyzm

2 kwietnia, 2011

2 kwietnia - Światowy Dzień Świadomości Autyzmu. Obchodzony jest od 2008 roku i ma za zadanie uwrażliwiać społeczeństwo na problematykę autyzmu i niepełnosprawności.

2 kwietnia przypada Światowy Dzień Świadomości Autyzmu. Za sprawą pani Anety Babiuk-Massalskiej, psycholog oraz pana Sebastiana Łukomskiego, który jest ojcem dziecka z autyzmem uczęszczającego do przedszkola Montessori,  publikujemy dziś wyjątkową rozmowę na temat Montessori i autyzmu. Serdecznie zapraszamy do lektury, bo naprawdę warto, a autorom rozmowy dziękujemy za chęć podzielenia się nią z czytelnikami bycrodzicami.pl.

Aneta Babiuk-Massalska: Sebastianie, opowiedziałeś mi ciekawą historię z forum internetowego, na którym padły zastrzeżenia odnośnie wychowywania dzieci z autyzmem w nurcie “niedyrektywnym”. W szczególności montessoriańskim.
Od kilku lat pracuję w przedszkolu Montessori, do którego uczęszczają dzieci ze spektrum autyzmu. W tym także Twój czteroletni syn, u którego zdiagnozowano autyzm. Może więc rozmowa rodzica i psychologa, mających kontakt z Montessori na co dzień, będzie dla kilkorga ludzi wartościowa?

Sebastian Łukomski: Tak, myślę, że warto mówić o tym, że rodzice, którzy otrzymują diagnozę mają jakiś wybór jeśli chodzi o terapię. Póki co jest tak, że dostaliśmy listę instytucji, w których możemy spróbować czegoś poszukać, ale o Montessori nie usłyszeliśmy ani słowa.
Przechodząc do drugiej części pytania – zarzuty były sformułowane tak, że nie pozostawiały wątpliwości – Montessori jest nawet nie tyle nieodpowiednie dla dzieci z autyzmem, co wręcz szkodliwe. Po pierwsze rozwija indywidualizm, który zdaniem oponentów jest jednym z problemów tych dzieci… Czasem zastanawiam się, czy nie warto byłoby jakoś zdefiniować słowa autyzm…

ABM: Odnośnie szkodliwości: “Montessori jest dla każdego dziecka, ale nie dla każdego rodzica”. Maria Montessori zaczynała pracę z dziećmi zdiagnozowanymi jako chore psychicznie. I wówczas, tak jak i teraz, ludzie pukali się w głowy, śmiali się z jej poczynań.

Mocno zaznaczony u dziecka autystycznego indywidualizm?
Tak jak u dzieci w ogóle, rzekłabym. U jednych bardziej, a u innych mniej. Słuchając dziecka i podążając za nim, dając mu wybór – uczymy się go. Narzucając swoje zdanie, swoje wybory zadań – tracimy kontakt z dzieckiem autystycznym. A dziecko to właśnie szczególnie kontaktu potrzebuje, by wyjść ze swojej bezpiecznej skorupy. Nie potrzebuje uderzania po rogach. Mamy je zachęcić, by wystawiło czułki.

Mam wrażenie, że nie piszę w tym momencie o samym podejściu Montessori. To podejście do dziecka, które jako punkt wyjścia przyjmuje bezwarunkową miłość i akceptację, jest obecne również w psychologii po prostu. Bez metek typu: “behawioryzm”, czy “poznawcza”. Ale zdaję sobie sprawę, że potrzebujemy czasem etykietek – by coś sobie uporządkować. Więcej zatem można poczytać o naszym przedszkolnym podejściu wyszukując w internecie hasło Janusz Korczak, Carl Rogers, rodzicielstwo bliskości (attachment parenting), czy pedagogika serca. Jako kadra przedszkola kształcimy się u Marii Lehman w Polskim Towarzystwie Psychologicznym.

SŁ: ”Ale nie dla każdego rodzica” – zabrzmiało złowieszczo.;) Pozwolisz jednak, że wrócę na chwilkę do samego indywidualizmu, bo to ani główny problem autyzmu, ani tak naprawdę to, co oferuje Montessori. Kiedy na początku naszej drogi potrzebowałem różnych skierowań na badania specjalistyczne, nie mówiłem lekarzom, że mamy problem z indywidualizmem, ale że mamy problem z komunikacją. Taki kod, który zresztą został odczytany tylko przez jednego pediatrę, a byliśmy co najmniej u kilku. Tylko jedna Pani doktor domyśliła się, że mogą chodzić mi po głowie zaburzenia autystyczne u mojego dziecka (to było przed diagnozą). A zatem nie indywidualizm jest głównym problemem autyzmu (choć ekscentryczność bywa cechą wysoko funkcjonujących ludzi z autyzmem) i pewnie nie indywidualizm jest tym, co jedynie może zaoferować dzieciom z autyzmem Montessori.

ABM: Montessori jak najbardziej proponuje indywidualizm w sensie indywidualnego podejścia do dzieci. Bo każde dziecko ma inne potrzeby. Indywidualizm w sensie indywidualnych prezentacji i pracy z nauczycielem. Indywidualnych wyborów w zakresie rodzaju, miejsca i czasu pracy.
Punktem wyjścia jest dawanie wyboru dziecku. Dziecko może wówczas wybrać również to, że z prawa do decyzji nie chce w tym momencie skorzystać.

Każde dziecko jest inne. A Montessori znalazła sposób, jak umożliwić indywidualną formę nauki grupie dzieci. Z poszanowaniem różnic między nimi. Umożliwić uczenie się dokładnie tego, czego potrzebuje każdy z tych młodych ludzi, a nie tego, co nam dorosłym się wydaje.
To nienaturalne, by wszyscy mieli ochotę o godzinie 10:00 na historię, a potem wszyscy razem na matematykę. Nauka u dzieci jest efektem ubocznym zabawy. Nie przymusem, ani głównym celem w Montessori.

SŁ: Co jeszcze może zaoferować Montessori?

ABM: Komunikację. Komunikację poprzez współdziałanie i działanie po prostu. Czyli właśnie to, o czym mówiłeś lekarzom.
W Montessori dużo jest prezentacji. Są zrozumiałe także bez słów. A przecież dzieci z autyzmem mają problem właśnie z mówieniem. Mowa nas nie ogranicza. Dochodzą bowiem do głosu gesty. I w sposób naturalny wchodzi odczytywanie tych gestów i naśladowanie. Tak, tak, naśladowanie. Spontanicznie w czasie dni pracy, a nie tylko na trzy-cztery. Bo na trzy-cztery też mamy propozycje w innych częściach dnia, np. zabawy paluszkowe podczas zbierania się na kręgu, czy piosenki, w których cała grupa jednocześnie pokazuje to, o czym mówi i śpiewa.

Montessori wychowuje dzieci do życia. Uczy jak zawiązywać buty i je pastować, prać ręcznik, który został użyty do polerowania, nalewać sobie wodę z dzbanka do filiżanki. Wspiera w dążeniu do samodzielności. Poza życiem codziennym oczywiście uczy matematyki, kultury, języka, muzyki. Literę można dotknąć, metr można poczuć niosąc go, świat można powąchać i skosztować łyżeczką.

Dzieci nakrywają do stołu, zmywają naczynia, częstują inne dzieci obranym przez siebie kawałkiem jabłka, marchewki, czy banana. Gdy wycisną sok z pomarańczy mogą podjąć decyzję, czy przygotowały ten sok dla siebie, czy chcą go komuś dać w filiżance. W naturalny sposób zachodzą interakcje społeczne. Czyli znowu pielęgnujemy i wzmacniamy w Montessori to, co dziecko z autyzmem ma w deficycie – relacje.

SŁ: A jak wygląda praca nad kolejnymi zadaniami? Dzieci autystyczne mają szczególny problem z zapamiętaniem sekwencji czynności. Czyli z planowaniem “co po czym”. Ciśnie się więc zarzut, iż nie dadzą sobie rady z samodzielnością, na którą stawia Montessori.

ABM: Montessori rozbraja każde zadanie na mniejsze kroki. Dzieli je. Przedstawia w sposób obrazowy i na konkretach to, co dziecko chce przepracować. Są jasne i powtarzające się rytuały korzystania z pomocy montessoriańskich.
O ile się nie mylę, tego właśnie dzieciaki potrzebują – prezentacji krok po kroku tego, co łączy się potem w sekwencję czynności. Potrzebują stałości, jasności, porządku. Bo buduje to poczucie bezpieczeństwa. No i uczy stopniowo samodzielności. Wszak o to nam chodzi – by niesamodzielne dzieci stały się samodzielnymi dorosłymi.

SŁ: Czyli tak naprawdę nie ma to nic wspólnego z indywidualizmem w negatywnym tego słowa znaczeniu.

ABM: Indywidualizm dziecka… dla mnie to przede wszystkim docenianie jego mocnych stron. A te u dzieci autystycznych bywają wybitne. Znam chłopca, który czyta ogarniając jednym spojrzeniem kartkę A4. Nauczyciele w szkole postawili sobie za zadanie nauczyć go czytać “normalnie”. Linijka po linijce. Ćwiczenie na skupienie uwagi? Czy wtłaczanie w “normalność”?
A przecież można doceniać wybitność i ćwiczyć to, co temu dziecku jest potrzebne do ćwiczenia: lepsze rozumienie emocji i panowanie nad nimi.

SŁ: Wtłaczanie w “normalność”…

ABM: Widzę tu bardziej problem nas – dorosłych. Brak akceptacji dla wyjątkowości dziecka. Brak zgody. I na dodatek nie można chyba mieć tego nikomu za złe. Bo u każdego proces żałoby (tutaj rozumiany jako: strata “normalności”) wygląda i trwa inaczej. Ale za każdym razem jest to jednak żałoba. A gdy żal trwa zbyt długo – potrzebujemy pomocy. Tylko że o pomoc nie umiemy przeważnie prosić. Nikt nie zrobił nam z tego montessoriańskiej prezentacji. Czy po prostu… prezentacji.

SŁ: Akceptacja diagnozy to trudny temat, do którego możemy jeszcze wrócić. Tymczasem ten nieszczęsny indywidualizm może być kojarzony tylko wtedy źle, jeśli będzie interpretowany jako zamknięcie się – czyli bycie samemu ze sobą, a tymczasem to, co najmocniej uderzyło mnie w przedszkolu Montessori, to przenikająca wszystko idea pomocy słabszym i współpracy.

Dziś duże firmy prześcigają się w wysyłaniu swoich pracowników na szkolenia z inteligencji emocjonalnej, a tam jest to chlebem powszednim. Jasne, mówimy o przedszkolakach i zdarzają się różne przypadki, ale przykład idzie z góry. Dzieciaki uczą się przez naśladowanie i te autystyczne również… choć czasem może nam się wydawać, że one nie widzą niczego, nie słyszą niczego…

Dobrze. Padła większość zarzutów wobec Montessori, ale jeden pozostał – dzieci autystyczne muszą mieć ścisły nadzór, jeśli mają w ogóle coś robić. Inaczej zamkną się w swoich fiksacjach i zachowaniach stereotypowych i nic z tego nie będzie. Jak w Montessori namawiacie dzieci z autyzmem do wybierania aktywności i manifestacji własnej woli. To też może być problemem?

ABM: To nie jest problem. Ani zarzut. Dziecko w Montessori ma tyle wolności, ile jest w stanie udźwignąć. Dzieci z autyzmem więc potrzebują asystenta zazwyczaj, bo nie są w stanie same sobie poradzić z ilością bodźców płynących z otoczenia. Nauczyciel wspomagający “cierpliwie i niestrudzenie zachęca dziecko do pracy”. Nie jest to jednak zachęcanie w sensie zmuszania, a dawanie wyboru. Wyboru na miarę możliwości dziecka.
Wybór dziecka dotyczy: pomocy, z którą chce pracować, miejsca w którym będzie przebywać oraz czasu. Czyli kiedy, jak i gdzie zarządzę sobą w przestrzeni. Tego uczy Montessori. Nie przez słowa, ani przez nagradzanie chrupkami czy naklejkami. Przez skórę uczy i przez każdy ze zmysłów: poczucia godności, świadomości siebie i własnej sprawczości. “Ja-dziecko JESTEM. ONI – dorośli MNIE widzą.”

Na pracę montessoriańską mamy trzy godziny czasu. Mamy więc czas. Nie dajemy dzieciom ani nagród, ani kar. Doceniamy natomiast ich wysiłki. Cenimy sam proces trwania pracy. Nie gratulujemy im tylko wówczas, gdy uda się im skończyć zadanie. Bo nie efekt końcowy jest najważniejszy, a sam proces. Innymi słowy: nie tyle sama budowla jest najważniejsza, co budowanie jej, burzenie, budowanie na nowo.

SŁ: A jeśli dziecko nie może skupić się na zadaniu? Przy najlepszej woli opiekuna może zdarzyć się tak, że atmosfera wokół będzie zbyt stresująca.

ABM: Gdy opiekun widzi, że dziecko potrzebuje relaksu, bo jest pobudzone – zaprasza je na relaks. Stopniowo udaje się nam nauczyć dzieci w ten sposób relaksacji, radzenia sobie z emocjami, proszenia przy tym o pomoc, wyrażania potrzeb. Na początku są to wyjścia z sali przedszkolnej na salę ruchową (odosobnioną, cichą). W miarę upływu czasu dzieci przystosowują się do otoczenia przedszkolnego i wybierają relaks na sali pośród rówieśników. Wśród gwaru życia codziennego. Jest muzyka, materac, masażer elektryczny, koszyk z masażerami manualnymi. Dziecko może wybrać sobie takie narzędzie, jakie mu najbardziej odpowiada. Taką formę relaksu, na jaką ma ochotę. Czasem obserwujemy jak inne dzieci pomagają nauczycielom w masowaniu autystycznego kolegi.
Gdy jednak konieczne jest wyjście z sali na wyciszenie – najskuteczniejsze okazują się elementy integracji sensorycznej (skoki na trampolinie, zawijanie w kołdrę, masaż, kompresja stawów, kojąca muzyka, worki z grochem, wielka piłka).

Może jeszcze o indywidualizmie to, że indywidualność dziecka rozumiemy jako fakt, że każde dziecko jest inne i ma inny potencjał i inne potrzeby. Choćby to, że dzieci nie są głodne wszystkie na raz. Jedni bowiem jedli śniadanie przed chwilą w domu, a inni przychodzą na “głodniaka”, bo z jedzeniem porannym mają problem. Dajemy wybór dzieciom, o której godzinie siądą do śniadania. Proponujemy jedzenie – a one mają prawo nie skorzystać z zaproszenia. Uczą się planować czas dzięki temu i słuchać sygnałów płynących z ciała. Dziecko autystyczne jest w stanie stwierdzić zazwyczaj, że jest głodne. Zapytane dzieci odpowiadają, że chcą albo nie chcą iść do stołu. Nie ma dwojga identycznych dzieci – czy to z autyzmem, czy bez.

SŁ: Świetnie, czyli mamy pełne spektrum odpowiedzi na pełne spektrum wyzwań rozwojowych i zaburzeń. Bardzo podoba mi się indywidualne podejście, bo jak lubię powtarzać spektrum zaburzeń autystycznych jest szerokie jak Stepy Akermańskie i tak jak nie ma dwóch identycznych ludzi, tak każde dziecko z autyzmem ma nieco inne potrzeby – tutaj nie ma jednoznacznych odpowiedzi, super sposobów, które sprawdzają się zawsze, ani cudownych leków. Jedynym sposobem jest wspieranie konkretnego dziecka, a to siłą rzeczy bardzo indywidualna sprawa.

Wróćmy jednak do zastrzeżeń – w Polsce jest jeszcze niewiele placówek Montessori (choć coraz więcej), a podobno dzieci bardzo źle znoszą przejście z przedszkola Montessori do masowej szkoły (ewentualnie zwykłej szkoły integracyjnej). Dotyczy to zwłaszcza dzieci z autyzmem i powinno odbywać się raczej w odwrotnej kolejności (jeśli w ogóle) – zdaniem formułujących taką tezę. To pytanie dotyka problemu zmiany systemu terapeutycznego z niedyrektywnego na dyrektywny. Czy masz jakieś doświadczenia związane z koniecznością takich zmian?

ABM: W tym roku moi synowie przejdą do klasycznego systemu edukacji – do szkoły. Obawiam się – pewnie. Obawiam się, czy nauczyciele dadzą sobie radę z dzieckiem znającym swoje prawa i umiejącym tych praw bronić. Prawo do poszanowania terytorium, własnego zdania. Prawo do poszanowania godności, które w szkole może być naruszane chociażby koniecznością pytania nauczyciela o pozwolenia wyjścia do toalety. Prawo do przeżywania emocji: smutku, złości i radości, etc.
Jeśli moje dzieci nie dadzą sobie tam rady, to nie znaczy, że one poniosły porażkę. To system edukacji okaże się porażką, bo nie dorósł do dzieci. Będzie to porażka dorosłych. Możliwe, że i moja. Dzieci – nie.

Każda zmiana, szczególnie dla dzieci ze spektrum może być potężnym czynnikiem stresogennym. Czy to będzie zmiana szkoły klasycznej na klasyczną, czy z Montessori na klasyczną, czy na odwrót. To niezmiennie jest zmiana. Jest to bardziej istotne niż rodzaj szkoły.

No i jeszcze: nieważne jaki rodzaj pedagogiki wybierzemy, bo liczą się ludzie, którzy tworzą daną szkołę. Tak jak ABA może być prowadzona dobrze lub źle, tak i Montessori. W zły sposób użyta wiedza i narzędzia szkodzą dziecku. W dobry sposób – pomagają mu w rozwoju.
Dlatego też daje mi to nadzieję, iż nasze dzieci mają szansę trafić w systemie klasycznym na dobrych ludzi po prostu. Ludzie ci mogą nie znać wcale Montessori. Ale “niechcący”, z miłości do dzieci będą bardzo montessoriańscy.

SŁ: Pięknie powiedziane. Jeśli chodzi o sztywność i lęk przed zmianami, to słyszałem gdzieś, że dzieci autystyczne są najbardziej zestresowanymi ludźmi na świecie – obok stresu, który mają w naturalny sposób przez swoje wyzwania one bardzo często mają do wykonania jakieś zadania, często na granicy własnych możliwości. To musi być straszne i dlatego przemawia do mnie niedyrektywne podejście Montessori.

Mam jeszcze jedno pytanie dotyczące obaw, choć już nie związane z Montessori. Rodzice skarżą się, że często są nierozumiani przez przedszkolnych albo szkolnych opiekunów swoich dzieci – że często słyszą czego dziecko nie potrafi, albo że zachowuje się nieodpowiednio, jest nadpobudliwe, biega, wrzeszczy, bywa agresywne (jeśli coś wiemy o autyzmie, to możemy to sobie wyobrazić i zrozumieć). W jaki sposób Montessori radzi sobie z nadpobudliwością? Bo, że nie nazywa takich zachowań złymi, już wiem.

ABM: Nie tyle Montessori, co my w Montessori. Każde przedszkole Montessori jest bowiem inne. Przedszkola nie tworzą mury i pomoce montessoriańskie. Tworzą je ludzie. Nie każde przedszkole (montessoriańskie, specjalne, klasyczne) da sobie radę z autyzmem. I to też jest w porządku.
Nadpobudliwość w praktyce rozumiem jako przestymulowanie układu nerwowego dziecka. Gdy dziecko ujawnia taką potrzebę – wychodzę z dzieckiem z sali na wyciszenie. Pokazuję sposoby na bezpieczne wyrażanie złości. Robię dla niej przestrzeń. Współpraca i porozumienie w całym zespole nauczycielskim są dla mnie bezcenne. Nauczyciele są otwarci, życzliwi, pogodni. Mamy być stanowczy, acz łagodni. I wcale to nie znaczy, że ciągle jesteśmy zadowoleni z życia. Ale tak pracujemy i przygotowujemy się, by nie przerzucać swoich problemów na dzieci. Dbamy o siebie (m.in. superwizje w Polskim Towarzystwie Psychologicznym).

Staramy się podkreślać, co dziecko potrafi i co umie. Opisujemy to, co jest do przepracowania dziecku potrzebne. Planujemy najbliższe kroki możliwe do osiągnięcia. Jeśli się udaje planować z dzieckiem – to włączamy dziecko we współtworzenie planu. Samodzielnie upieczony chleb lepiej smakuje.

Kolorowe tabliczki - materiał Montessori do kształcenia zmysłów zawierający 63 tabliczki czyli 9 kolorów, każdy kolor w siedmiu odcieniach

Zadania są w sam raz. Ani za trudne ani za łatwe, bo poziom zaawansowania reguluje uczeń. Nauczyciel czuwa nad tym, by dziecko przechodziło do kolejnych stopni trudności dopiero po osiągnięciu wprawy w podstawowym materiale. Widać to na przykładzie poznawania kolorów chociażby. Najpierw jest małe pudełko z kilkoma podstawowymi płytkami, potem pudełko z kilkunastoma kolorami, a na koniec dziecko wkracza w tony i odcienie liczące kilkadziesiąt płytek. Nie można przejść od razu do zaawansowanych kolorów, choć kuszą barwami. Pokusa ta jest natomiast motywacją do opanowania wcześniejszego materiału.

 

SŁ: Udało nam się zatem omówić główne wątpliwości rodziców dzieci z zaburzeniami ze spektrum autystycznego związane z Montessori. Dla mnie jest jeszcze bardziej oczywiste, że decydując się na drogę edukacyjną powinniśmy zwracać uwagę nie na to, jak będą spodziewane efekty, ale na to, czy sami jesteśmy w stanie dziecko na tej drodze wspierać. Bo każde dziecko potrzebuje rodziców i na pewno nie po to, by miał je kto odwieźć do przedszkola, szkoły, czy na terapię. W zaciszu domowym też toczy się życie, a środowisko, w którym żyjemy ma kluczowe znaczenie dla naszego zdrowia, oraz dla zdrowia i rozwoju naszych dzieci.

Dziękuję za rozmowę.

Podziękowania i gratulacje dla państwa Dominiki i Mariusza Jankowskich za odwagę prowadzenia przedszkola Montessori Elipsoida bez względu na wyzwania, a z myślą o dzieciach.
Podziękowania i gratulacje dla Zespołu przedszkola – bo bez Was, nie dałoby ono rady. Macie serca na dłoni, entuzjazm i cierpliwość.

“Jedyną osobą, którą mogę zmienić, jestem ja sam.”

Sebastian Łukomski
http://ojcieckarmiacy.blox.pl/html
Aneta Babiuk-Massalska
http://www.psotto.pl/

komentarze 3 dla “Montessori i autyzm”

  1. Magda

    Podoba mi się wasz artykuł, bardzo dobrze wyrażona idea Montessori,
    co do której nie mam zastrzeżeń, dlatego też mój syn chodził do tego przedszkola.
    Teraz jest już w szkole państwowej i muszę powiedzieć, że to była dobra decyzja,którą on, wbrew naszym obawom, bardzo dobrze przyjął. Szybko się wdrożył w rytm, a zasady szkolne ułatwiły mu funkcjonowanie w nowym środowisku. Trafił też na dobrego nauczyciela wspomagającego, takiego z ideą Montessori w sercu. Z perspektywy czasu widzę, że jednak świat Montessori był dla niego zbyt chaotyczny i mało wymagający, przez co pielęgnował swoje stereotypy. Moim zdaniem gdyby większy nacisk położyć na współpracę między dziećmi, pracując z nimi chociażby metodą projektów, o określonej porze, moje dziecko z autyzmem odniosłoby więcej korzyści. Pozostawienie mu zbyt dużej swobody wyboru w praktyce powodowało, że uciekał do swoich bezpiecznych aktywności. Ale jak wiemy każde dziecko jest inne, więc nie chcę tutaj uogólniać. Sama idea bardzo mi się podoba, a troska i uwaga jaką mój syn został otoczony w tym przedszkolu jest nie do przecenienia. Na pewno bardzo ułatwiło mu to start w środowisko rówieśników. Tak jak to jest z każdą terapią, trzeba dobrać odpowiednią do dziecka, a nie na odwrót. Więc bardzo dobrze, że mamy jako rodzice wybór.

  2. Dorota

    Witam,
    cieszę się, że udało się zamieścić ten wywiad na Waszej stronie. Uważam go za bardzo wartościowy. Sama od kilku lat pracuję z dziećmi ze spektrum autyzmu. Od czasu jednak kiedy dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka zaczęłam bardziej (poznałam Metodę Montessori na studiach) interesować się 'wychowaniem w duchu Montessori’. W trakcie mojego poznawania Montessori starałam się rozmyślać o tej metodzie w kontekście nie tylko wychowania własnych dzieci, ale też tych, z którymi dane mi było i będzie spotkać się w relacji terapeutycznej. Wydaje mi się, że kilka bardzo ważnych kwestii zostało tu poruszonych.

    Bardzo cieszy mnie fakt, że są w Polsce takie placówki Montessori, które podejmują się pracy z osobami/dziećmi ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi (o czym świadczy powyższy wywiad). Ze względu na moje doświadczenie pracy z dziećmi z autyzmem bardzo ważne wydaje się wspomniane w wywiadzie: 'rozbijanie zadań na mniejsze kroki’, 'praca z nauczycielem wspomagającym/cieniem’, czy też idea 'prezentacji za pomocą gestów’.

    To co budzi moje zastrzeżenia jako osoby pracującej z dziećmi ze spektrum autyzmu to kwestia związana z możliwością wyboru, która tak znamienna jest w Metodzie Montessori. Pięknie zauważyła pani Aneta Babiuk-Massalska: „Dziecko w Montessori ma tyle wolności, ile jest w stanie udźwignąć”. Pozostaje tu jednak ważna kwestia do zastanowienia, jak ocenić ile w stanie jest udźwignąć osoba z autyzmem (moje doświadczenie pokazuje, że nigdy nie ma się pewności)? Poza tym nasuwa mi się również spostrzeżenie, że mówiąc o osobach ze spektrum autyzmu warto zauważyć, że po pierwsze: rzeczywiście są to osoby do których słowo indywidualizm pasuje znakomicie. Po drugie zaś (co nie zostało poruszone w wywiadzie, a wydaje mi się bardzo znaczące również jeżeli myślimy o wychowaniu i edukacji): osoby ze spektrum autyzmu cierpią na zaburzenia w funkcjonowaniu intelektualnym. O ile funkcjonowanie w granicach normy lub powyżej daje dziecku duże możliwości do rozwoju indywidualizmu w systemie Montessori, o tyle przy niższym funkcjonowaniu intelektualnym (takich osób jest więcej) trudna wydaje mi się realizacja takiego podejścia w praktyce.

  3. Aneta Babiuk-Massalska

    Witam serdecznie,
    Bardzo dziękuję za dobre słowo, bo wzmacnia, a przede wszystkim za Pań poświęcony czas.

    „O ile funkcjonowanie w granicach normy lub powyżej daje dziecku duże możliwości do rozwoju indywidualizmu w systemie Montessori, o tyle przy niższym funkcjonowaniu intelektualnym (takich osób jest więcej) trudna wydaje mi się realizacja takiego podejścia w praktyce.”

    Chętnie coś więcej opowiem w tej kwestii, jeśli podpowie mi Pani,jakie konkretnie trudności Pani przeczuwa.

Czas na Twój komentarz